O kulturze osobistej Jana Kawalera
................................................................................................................................
Będąc dziś 14 lipca w budynku ZG w Chorzowie zatrzymałem się jak zwykle w pokoju „księgowość”. Drzwi tego pokoju są zawsze otwarte na oścież, zapraszając gościa do wnętrza. Pracują tam dwie panie – kasjerka i księgowa. Dziś była tylko księgowa, pani Ewa Morawiec. Obie są nadzwyczaj grzeczne i uprzejme. Każdemu hodowcy odwiedzającemu „okrąglak” proponują na powitanie kawę lub herbatę. Piękny zwyczaj. Ja nieraz z tego korzystałem. W „księgowości” wpłaca się m.in. pieniążki na prenumeratę Hodowcy..., tam rozlicza się delegacje. Dziś zdołałem się zaledwie przywitać z panią Ewą, bo nagle zjawił się pan Jan Kawaler. Wyprosił mnie z pokoju, oznajmiając, że to jest biuro ZG i nie mają tu prawa przebywać osoby postronne. Okazuje się, że ja członek PZHGP w budynku związkowym jestem osobą postronną. Wyszedłem grzecznie bez protestu, ponieważ często słyszałem o sile ciosu tego pana. Nie chciałem się narażać. Zdarzenie to utwierdza mnie w przekonaniu, że Jan Kawaler nie tylko czuje się jedynym władcą PZHGP, ale także właścicielem naszego związkowego budynku. Tak oto autokratyczne, bezkarne rządy Jana Kawalera doprowadziły do tego, że hodowca nie ma prawa wejścia do biura ZG, bo przez Jana Kawalera uważany jest za osobę postronną. Wydaje mi się, że my hodowcy nie jesteśmy Janowi Kawalerowi w ogóle potrzebni. Jesteśmy tylko balastem. Z nami ma same kłopoty. Jan Kawaler potrzebuje tylko tytułu: PREZYDENT PZHGP; no i oczywiście .... naszych składek. Ale... miałem przecież pisać o kulturze osobistej tego pana. Nie będę pisał. Brak mi słów.
Piszę to tu, w tym miejscu po to, by cała Polska i cały świat dowiedział się, jakiego to mamy PANA PREZYDENTA.
Powrt
|