Kawa na ławę - część III
................................................................................................................................
Kawa na ławę...
„Kto ma zjeść tę żabę”?
Kolejnym przykładem lekceważenia sygnałów „z dołu” przez kierownictwo związku jest list pana Czesława G. skierowany za pośrednictwem Redakcji Hodowcy... do Prezydenta Kawalera. Kopię – na wszelki wypadek – pan Czesław G. przesłał do mnie, upoważniając mnie równocześnie do jego opublikowania w razie braku reakcji ze strony adresata. Tak też się stało. Wiem, że list dotarł do Prezydenta i od dwóch miesięcy leży w jego biurku. A oto początkowy fragment listu:
„Szanowny Panie Prezydencie. Szukanie nowych rozwiązań, usuwanie błędów i sprzecznych ze sobą zapisów w prawie związkowym jest rzeczą potrzebną, konieczną i chwalebną. Jednak nawet najlepsze prawo nic nie znaczy, jeśli jest przyzwolenie na jego łamanie. Tak, Panie Prezydencie Kawaler, w PZHGP jest przyzwolenie na łamanie Statutu i wszystkich pozostałych Regulaminów. Dotyczy to wszystkich szczebli Związku począwszy od sekcji, a skończywszy na ZG PZHGP! Jednym z grzechów głównych ZG PZHGP jest brak reakcji na pisma członków Związku, którzy piszą do ZG w nadziei, że znajdą tam pomoc. Srodze się zawodzą. ZG nie odpowiada na pisma podpisane, z adresem i telefonem. Brak odpowiedzi piszącemu nie jest rzeczą najważniejszą. Najgorsze jest to, że ZG nie reaguje na skargi członków Związku i nie dąży do wyjaśnienia opisywanych spraw. Dlaczego Panie Prezydencie? Myślę, że Pana i ZG niewiele obchodzi to, co dzieje się na niższych szczeblach Związku. A przecież brak reakcji rodzi frustracje, poczucie bezradności u tych, którzy piszą w nadziei uzyskania pomocy, a poczucie bezkarności u tych, którzy łamią Statut i Regulaminy. Oni śmieją się w oczy tym, którzy skarżą się do ZG, bo wiedzą, że włos im z głowy nie spadnie. Z pewnością będzie Pan oburzony, zażąda dowodów na to, co powyżej napisałem. Proszę bardzo. W marcu 2004 roku opisałem sytuację w konkretnym oddziale. Do dziś ani odpowiedzi, ani reakcji na opisane patologie. Jest tam moje nazwisko, adres i telefon. Można sprawdzić!?...........”
Dalej autor opisuje kolejno nadużycia i przypadki łamania prawa związkowego przez kliki rządzące w oddziałach. Są to m.in.: handel obrączkami rodowymi prowadzony przez zarządy niektórych oddziałów, sporządzanie dokumentacji lotowej w oparciu o dopisywanie na listach koszowania fikcyjnych nazwisk. A wszystko to jest tolerowane przez zarząd okręgu. To prawda, że o uczciwość i przestrzeganie prawa związkowego powinniśmy walczyć wszyscy, przede wszystkim na „dole” – w sekcjach i w oddziałach. Ale nie zawsze jest to możliwe, ponieważ w wielu przypadkach na niższych szczeblach zakorzeniły się i królują niepodzielnie kliki, sitwy, których nie sposób rozbić. W takich przypadkach konieczna jest interwencja z góry; władz okręgu czy ZG. Niestety obecne władze – w większości przypadków – na te nieprawidłowości nie reagują; „chowają głowę w piasek”. Nie odpowiadają na listy z prośbą o interwencję; listy podpisane imieniem i nazwiskiem!!! Czy to jest normalne i zdrowe? A oto jak kończy swój list pan Czesław G.: „Mógłbym jeszcze długo opisywać przykłady łamania wszelkich reguł, norm i zasad. (...) Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że moje pisanie to głos wołającego na puszczy!!!
Otrzymuję też telefony ze skargami na władze; o bezczynność, o tolerowanie bezprawia, o przymykanie oczu na ewidentne łamanie regulaminów itd. Zresztą sam też tego doświadczyłem. Napisałem kilka listów bezpośrednio do Prezydenta PZHGP i na żaden nie otrzymałem odpowiedzi! A swoją drogą, czy nie jest to dziwne, że wszyscy ci ludzie albo dzwonią do mnie, albo przysyłają mi kopie listów, które skierowali do naczelnych władz związku? Dlaczego to robią? Dla mnie odpowiedź jest prosta. Ponieważ nie mają zaufania do swoich władz, są przez nie lekceważeni, lub wręcz szykanowani za odwagę przeciwstawiania się przejawom zła. Bo wiedzą, że ich listy giną lub chowane są do szuflady. A władza, jak widać, nie lubi być zmuszana do działania, władza chce mieć „święty spokój” lub ewentualnie zbierać laury. Zdaję sobie sprawę z tego, że sam Prezydent nie jest w stanie interweniować we wszystkich tych sprawach. Ale rozwiązanie musi się znaleźć. Nie można powiedzieć, że nic nie da się zrobić. Ktoś w Internecie podał propozycję powołania funkcji Rzecznika Praw Hodowcy. Można pomyśleć nad wieloma innymi propozycjami. Ale prace w tym kierunku powinno zainicjować kierownictwo Związku!
Tematu naszego członkostwa, naszej bierności w FCI i kulis przyznania nam prawa zorganizowania Olimpiady w roku 2011 nie chcę już rozwijać. To kolejna kompromitacja naszego kierownictwa!
My
Czas podsumować. Koledzy! Uważam, w naszym Związku trzeba zrobić generalny porządek. Trzeba przede wszystkim uporządkować i znowelizować nasze związkowe prawo, ponieważ jest w nim wiele braków i sprzeczności. Trzeba opracować od nowa zasady współzawodnictwa lotowego w dostosowaniu do przepisów FCI, bo w obecnej ich mnogości gubią się nawet rachmistrze. Trzeba opracować i wdrożyć bardziej skuteczne metody kontroli i weryfikacji wyników lotowych. W naszym związku musi być przestrzegane prawo, nie mogą u nas rządzić kacyki, nie mogą być tolerowane oszustwa lotowe, ale też nie można karać hodowców tylko za ujawnianie nieprawidłowości; a wszystko to przy cichym przyzwoleniu władz naczelnych. To tylko niektóre zadania. Jak to zmienić? Mamy demokrację, skorzystajmy z niej. Bierzmy władze w swoje ręce. Usuwajmy w cień tych biernych, ale wiernych – nieudaczników, karierowiczów, „urzędników” bez polotu i inwencji. Kandydujmy do władz wszystkich szczebli. Wybierajmy najlepszych, a wśród nich tych, którzy widzą konieczność zmiany stosunku kierownictwa do przeciętnego członka związku. Walczmy o porządek, praworządność, uczciwość i ład. Teraz jest okazja. Zbliżają się wybory! Ale czy są wśród nas ludzie godni wyboru, którzy na dodatek chcieliby kandydować do władz? To moje życzenie, a zarazem nadzieja.
... i oni
Niestety, jakże inaczej wszystko to widzi obecne kierownictwo Związku. Dał temu wyraz pan Wiceprezydent Osiński w prowadzonej ze mną polemice w swoim tekście pt.: „Kto ma zjeść tę żabę?.” Z treści artykułu wynika, iż – jego zdaniem – w naszym Związku wszystko jest w jak najlepszym stanie; w zasadzie nie ma co zmieniać; no poza małymi wyjątkami. Gdyby tak jeszcze przywołać do porządku redaktora naczelnego pana Gawora, by nie publikował niewygodnych dla władzy listów; no i pana Patasa, by nie mącił w głowach hodowcom, krytykował władz naczelnych, i by nie zgłaszał jakichś zwariowanych pomysłów zmuszających władze do myślenia, ustosunkowywania się i do działania – to wszystko byłoby okej. Bo przecież sukcesy mamy niezaprzeczalne; zamówiliśmy obrączki rodowe, wydaliśmy kilka tysięcy upoważnień po 5 PLN, załatwiliśmy pozwolenie na loty, zorganizowaliśmy wystawy ogólnopolskie i zaocznie (!!!) daliśmy się wybrać do władz FCI, no i staraniem polonii zachodnioeuropejskiej przyznano nam prawo do zorganizowania olimpiady 2011 w Polsce. W tym radosnym nastroju możemy kandydować do władz na kolejną kadencję w niezłomnym przekonaniu dobrze spełnionego obowiązku i w niezachwianej nadziei, że znów zostaniemy wybrani!
Oj, byłbym zapomniał. Jestem przecież winien panu Osińskiemu odpowiedź na pytanie, które skierował do mnie w tytule – „Kto ma zjeść tę żabę?”. Skoro nie wie, ja odpowiem. Niech ją zje sam, ponieważ to on wespół z kolegami ją co najmniej przez osiem lat hodował. Albo inaczej; niech wypije to piwo, którego nawarzył!
***
PS. Po co to wszystko piszę? Bynajmniej nie dlatego, by komukolwiek dokuczyć. Nie chcę też z kimkolwiek walczyć. Próbuję jedynie piętnować zarówno bierność i niefrasobliwość naszego kierownictwa, jak i przejawy nieprzestrzegania prawa Związkowego, tolerowania zła; i to zarówno przed nas zwyczajnych członków Związku, jak i przez kierownictwo. Próbuję też wskazywać na to, co powinniśmy wszyscy uczynić, by naprawić nasz Związek i stosunki panujące wśród nas, by w naszych szeregach zapanował ład i porządek, by było lepiej i po prostu normalnie.
Koniec części trzeciej i ostatniej
Powrt
|